niedziela, 28 lutego 2010

Właśnie tak


Usilnie dbam by blog ktory posiadam nie miał stylu blogu... tzn. takiego jaki widzimy we większości. Jasne jest że blog jest nieodłącznym elementem sentymentalistów, introwertyków, zadumanych, gdzie świat wewnętrzny grubo oddziela murem rzeczywistość.
Zakrawam może trzoszeczkę o nihilizm, aczkolwiek uważam że wszystkie żyły mam w całości i testamentu nie piszę ;]. Sa okresy ludzkiej egzystencji kiedy "ruszamy z kopyta" i kiedy "osiadamy na mieliźnie", w tym drugim wypadku dzieje się często tak kiedy tracimy motywacje, a im więcej melanchlii i zadumy, tym większe depresje łapiące ludzi o słabej, miękkiej osobowości.
Jest we mnie duzo mizantropijności, nie odrzucam ludzi, wręcz przeciwnie mam lepsze samopoczucie, ale zawiśc, nienawiść, obojetność, kłótnie, jestem świadom iż popełniam duzo błędów w sposobie myslenia, mówienia, w sposobie bycia.
Do niedawna telefon pękał w szwach, czułem przesyt, teraz jest odwrotnie.
Przez pewien czas wcale nie posiadałem gg, pozbyłem się tego czegoś, teraz mam ponownie, ale ilość kontaktów zminimalizowałem, a i tak rozmawiam tylko z tymi którzy są wyjątkowi dla mnie lub potrzebni, a jest takich osób kilkoro.
Sam zastanawiam się czy lepiej być osobą gruboskórną, czy wrażliwą, pierwsze powoduje niewzruszenie emocjonalne i daje wsparcie, ale piękno dla kogoś takiego często ma charakter cielesny, namacalny, z cyklicznie występującą piramidą Maslova.
Osoba wrażliwa, często słaba psychicznie, popadająca w stany depresyjne, niekoniecznie uzdolniona artystycznie, ale najczęściej słaba, z potrzebnym bodźcem, natchnieniem i motywacją do działania, z większym naciskiem na duchowe aspekty wspomnianej piramidy potrzeb.
Kim ja jestem? Nie chcę się koronować charakterologicznie ani być przesadnie skromnym, ale obiektywny nie będę z całą pewnością bo się nie da.
Gruboskurny nie jestem na pewno, ale krzepię się i dezynfekuję jakimś wzmożonym działaniem - np bieganie, chodzenie do parku czy spalanie energii na koncercie.
Niszczy to strukturę zamknięcia i alienacji, z mizantropa człowiek staje się bardziej proaktywny i optymistycznie nastawiony do ludzi i świata.
Pokłóciłem się jednak ze wszystkimi, odizolowałem od społeczeństwa, mam więcej wrogów, zerwałem kontakt z byłą dziewczyną, z którą byliśmy w perspektywicznym i dziwnym związku przyjacielskim. Będę jednak kuparcie twierdził że akurat w tym przypadku wina nie leży po mojej stronie, nie nawidzę kłamstwa i jedyna satysfakcją dla mnie jest w tym momencie fakt iz to kłamstwo udowodniłem, przypadkowo..
Kiedyś może powróci wiara, nadzieja, sens, ambicja... bo moje partialne lenistwo nie opłaca się i w bardzo wąskim kierunku szlifuje i kreuje moją osobowość.
Jak powiedział J.H. Lambert: "Przyjaźń rodzi miłość na pustyni samotności".
Nie jestem w wieku zbuntowanego nastolatka, nie przechodzę maniakalnych depresji i potrzeby wzbudzania empatii u innych moją osobą.. mam świadomość, a ona szuka bodźca, kiedy wzniecają ogień, burzy się krew i rodzę się na nowo, powietrze jest lekkie, a ja mam w sobie moc i niepohamowaną radość, sam potrafię doprowadzić siebie do takiego cudownego stanu i na pewno nie poprzez blogowe zaniżanie swojej wartości i pisanie pesymistycznych wierszyków, dlatego jest to apel, alel w kierunku ludzi, szczegolnie młodych i nieopierzonych, by uwierzyły w siebie, bo bez tego można polec, mozna na zawsze zniszczyć wiarę w spełniające się marzenia.
Nie jestem dzisiaj optymistycznie nastawiony do sytuacji, bardziej realistycznie, ale czuję nadchodzącą wiosnę ;)